Autor / Wiadomość

Pięć kół u wozu - na czterech jeździmy, piątym kierujemy.

Senanta
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z marzeń

PostWysłany: Nie 16:13, 29 Sty 2006     Temat postu: Pięć kół u wozu - na czterech jeździmy, piątym kierujemy.


Pięć kół u wozu - na czterech jeździmy, piątym kierujemy.

Jak każdy kierowca miałam ich wiele ale zacznę od tych, które zdarzyły się w okresie zimy.

Jechałam ulicą dwupasmową ułożoną z kostki. Było mroźno więc praktycznie jechałam po lodowisku.
Z podporządkowanej ulicy wyjechał mi samochód, którego maska znalazła się na mojej trasie.
Kierowca samochodu nie był w stanie wyhamować i wśliznął się mi na drogę.
Widziałam co się dzieje ale ten lód.
Rozpoczęłam hamowanie z wyczuciem ale samochód zachowywał się tak jakby miał łyżwy zamiast kół.
Wiedziałam że nic nie mogę zrobić tamten kierowca również.
Patrzyliśmy sobie w oczy gdy samochody zbliżały się nieuchronnie do siebie.
Żadne z nas nie spuszczało wzroku z drugiego
To były długie chwile.
Wreszcie mój samochód zatrzymał się, był o 1 cm od maski tamtego. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
Pan zaczął wycofywanie gdyż tylko on mógł to zrobić bez stłuczki.
Głębokie spojrzenie w trakcie oczekiwania nieuchronności utkwiło mi bardzo w świadomości i wracając we wspomnieniach.
Zobacz profil autora
Senanta
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z marzeń

PostWysłany: Nie 16:25, 29 Sty 2006     Temat postu:


Lata siedemdziesiąte - Duży Fiat.

Podjeżdżam pod pocztę z bramy obok towarzystwo panów obserwuje mnie z zainteresowaniem.
W latach siedemdziesiątych kobieta za kierownicą była rzadkością więc czekali na moje potknięcie.
Załatwiam szybciutko, wskakuję za kierownicę, przekręcam kluczyk w stacyjce i ...... nic.
Spojrzałam w rozradowane twarze panów. Nie dam się !
Szybka analiza objawów i już wyciągałam zestaw kluczy.
Maska do góry ( panowie coraz bardziej uradowani) , zdejmuję klemy przeczyszczam wnętrze śrubokrętem, zamontuję, dokręcam, trzaskam maską i już siedzę za kierownicą.
Panowie rozbawieni prawie śmieją się w głos.
Teraz się okaże.
Kluczyk w stacyjkę, przekręcam a silnik od razu pracuje!
Oczywiście buzia uśmiechnęła mi się radośnie i triumfalnie, efektownie ( no przecież wtedy musiałam) ruszyłam w drogę.
Zdziwione miny panów towarzyszą mi do dzisiaj gdy przypomnę sobie tamto zdarzenie.
Zobacz profil autora
Aurinko




Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kurpie

PostWysłany: Nie 21:00, 05 Lut 2006     Temat postu:


Dawno, dawno temu, na stacji benzynowej, w szczerym polu, daleko od czegokolwiek, zaczepił mnie niezwykle uprzejmie młody człowiek, który właśnie "wyszedł był" z kolizji. Pokazał swój rozbity samochód stojący na uboczu i niezwykle grzecznie poprosił o wsparcie. Nie miał żadnych pieniędzy, a czasy, kiedy całe zdarzenie miało miejsce, nie znały jeszcze kart kredytowych i telefonów komórkowych, niewiele więc mógł zdziałać.
Użaliłam się nad człowiekiem, bo zaraz wyobraziłam sobie siebie i swoją rodzinę w podobnej sytuacji. Wręczyłam mu sporę sumę, jak na te czasy i na ówczesne moje możliwości finansowe. Miało wystarczyć na podstawową naprawę. Młody kierowca spisał moje dane, tzn. adres i wręczył mi swój dowód, abym i ja mogła zapisać, kto on i skąd. Obiecał odesłać pieniądze jak najszybciej.
Nie odesłał. A ja zgubiłam kartkę z jego aderesem.
Teraz nie chciałabym za nic w świecie spotkać kogoś potrzebującego, kogoś w biedzie. Bo niby co miałabym zrobić?
Zobacz profil autora
Senanta
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z marzeń

PostWysłany: Nie 21:49, 05 Lut 2006     Temat postu:


Aurinko może oboje zgubiliście adresy?

Co można zrobić aby zapewnić sobie zwrot pieniędzy?
Wsiąść coś cennego w zastaw?


Ja miałam przyjemną przygodę.

Kilkadziesiąt lat temu.
Wyprawa autostopem w nieznanym kierunku zakończyła się w Kędzierzynie Koźle. Była niedziela, włóczyłam się po miejscowości pierwszy raz widzianej na oczy ostatniego dnia urlopu. W witrynie księgarni stał tomik wierszy Szymborskiej oczy z orbit niemalże mi wylazły z zachwytu. Niedościgłe marzenie we Wrocławiu stało sobie spokojnie za szybą. Nikogo nie znałam, rozglądałam się bezradnie. Chęć posiadania była tak wielka że zaczepiłam przechodzącą dziewczynę w moim wieku. Wytłumaczyłam, jak bardzo muszę mieć ten tomik, zgodziła się mi pomóc. Wzięła mój adres ale nie chciała przyjąć pieniędzy a konto. Po tygodniu przyszła paczuszka z książką i mogłam szczęśliwa wysłać pieniądze i podziękowania.
Tomik wierszy dumnie stoi na półce przypominając w chwilach zwątpienia, że życzliwi ludzie są na świecie.

Jeszcze raz dziękuję kobiecie, która kupując i wysyłając mi tomik poezji Wisławy Szymborskiej z Kędzierzyna Koźle, kilkadziesiąt lat temu, wyposażyła mnie w wiarę w człowieka.
Zobacz profil autora
Aurinko




Dołączył: 30 Sty 2006
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kurpie

PostWysłany: Czw 18:58, 09 Lut 2006     Temat postu:


Opowiedziałam wam już wcześniej historię "samochodową", która nie skończyła się optymistyczne, ale nie zdołała zabić mojej wiary w dobroć ludzką. Po latach spotkała mnie jednak miła przygoda. Może nie taka z czterema kółkami ("na czterech jeździmy, piątym kierujemy..."), ale warta przypomnienia.
Samolotowa.
W okrągłym roku 2000, 26 maja - wracałam z Nowego Yorku, gdzie odwiedzałam moją studiującą tam córkę. Na lotnisko wpadłam w ostatniej chwili, obładowana niezliczoną ilością paczek od moich przyjaciół. Kiedy już rozsiadłam się w samolocie , na najgorszym miejscu, bo spóźnialscy nie mieli wyboru (przede mną ściana samolotu, a kolana pod brodą), zaczęłam sprawdzać torby i okazało się, że tę najważniejszą gdzieś zostawiłam. Poprosiłam miłego, ciemnoskórego stewarda, aby powiadomił moich przyjaciól o zagubionej torbie, może będą mogli znależć ją i przesłać pocztą. Nie zrobił tego, tylko zabrał mnie na spacer po lotnisku JFK, nie bacząc, że przecież podobno jesteśmy spóźnieni. W czasie poszukiwań mojej pechowej torby, opowiedziałam mu o sobie, o córce i o mojej rodzinie i o tym, że moim najskrytszym marzeniem jest przelot choć raz w życiu tam, na górnym piętrze samolotu, w I klasie. Mój mąż obiecał mi, że może kiedyś kupi mi taki bilet, ale ja wiedziałam, że nawet gdybym miała taką okazję, to wolałabym dać pieniądze dzieciom - przecież mogę podróżować z kolanami pod brodą, byle do domu!.
Znależliśmy torbę i wróciliśmy do samolotu, który wciąż czekał na swoją kolej startu. Zanim wzbiliśmy się w powietrze, steward zaprosił mnie na górę samolotu. Mieli jedno miejsce wolne. Ja...... w pierwszej klasie Jambo jeta! Nie mogłam uwierzyć. Nie wiedziałam jak dziękować. Co za luksus.
Rozsiadłam się wygodnie, zaczęłam liczyć torby i znowu okazało się, że ta pechowa została na moim dawnym miejscu. Tym razem nie było kłopotu, steward, który okazał się szefem całej załogi, przyniósł mi ją osobiście. Po drodze zauważył, że mam w niej książkę Ryszarda Kapuścińskiego "Heban". Nie znał jej jeszcze, więc mieliśmy o czym rozmawiać w każdej wolnej od obowiązków minucie. Oboje byliśmy wielbicielami dziennikarza.
Po powrocie do Warszawy, natychmiast pognałam na Nowy Świat, aby kupić wydania angielskie Kapuścińskiego. Pięknie je zapakowałam w paczuszkę i wysłałam do Nowego Yorku, na Manhattan. Do tej pory korespondujemy i wymieniamy myśli na temat nie tylko Kapuścińskiego.
Zobacz profil autora
Senanta
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 1423
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z marzeń

PostWysłany: Pią 7:37, 10 Lut 2006     Temat postu:


Spotkania, które układają nasze ścieżki.
Jakieś rzucone słowo, przesłany uśmiech, nawiązuje się rozmowa i coś ulotnego jest.
Cały urok życia to właśnie te powstawania niezwykłych znajomości, które trwają długi czas.
Kiedy oglądamy się wstecz do tej chwili, która stała się uświadamiamy sobie jak inaczej mogło potoczyć się nasze życie gdyby nie .....
Spotkania zmieniające nas.
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)


 


Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach